poniedziałek, 28 lipca 2014

Rozdział I

    Doberek ;3
    Mam zaszczyt opublikować na tym blogu swoje opowiadanie. Mam wielką nadzieję, że prowadzenie tej strony da mi motywację do powrócenia do pisarstwa, gdyż już od roku nie napisałam nic własnego ;----;
    Liczę, że znajdą tu się fani dramatu i takich tam dupereli <3



    Obrazek jak z typowego, amerykańskiego serialu czy filmu - długa, niekończąca się ulica, obstawiona po obu stronach pięknymi domami z równie pięknymi ogródkami. Zdawać by się mogło, że w takiej okolicy mogą mieszkać ludzie, którzy nie mają styczności z kryminalistami, ale - jak to zwykle bywa - pozory mylą. Jeden z tych zadbanych domów zamieszkiwany był przez dwudziestoośmioletniego policjanta oraz jego młodszą o cztery lata narzeczoną. Mężczyzna zajmował się działem, zdawać by się mogło, najbardziej niebezpiecznym - miał do czynienia z szukaniem morderców. Od jakiegoś czasu zbierał informację na osobę, która w brutalny sposób zabiła już trójkę ludzi. Ten ktoś jednak ma trochę oleju w głowie i najwyraźniej jest dobrze obeznany w swojej działalności - nie pozostawia po sobie żadnych śladów. Natomiast narzeczona policjanta kończyła studia na Akademii Sztuk Pięknych, jednak jej talent nie ograniczał się wyłącznie do pięknych arcydzieł, które ozdabiały ściany w jej domu. Potrafiła również pięknie śpiewać, lecz ograniczała się tylko do podśpiewywania sobie pod prysznicem, a także w kuchni radziła sobie wyśmienicie. Do tego swoją urodą przewyższała nad niektórymi kobietami - szczupła brunetka o ciemnych oczach i drobnym wzroście. Niestety, we wszystkim idealna nie była. Miała jedną wadę, o której nie każdy wiedział, ale która sprawiła jej wiele zawodu w życiu - nie mogła mieć dzieci. A o adopcję trudno się starać, skoro partner ma do czynienia z kryminalistami i w każdym momencie ktoś może się zemścić i napaść na jego dom.
   I tak właśnie było tej nocy.
  Godzina druga nad ranem. Zakapturzony mężczyzna siedział w aucie zaparkowanym akurat w miejscu, gdzie nie sięgało światło lamp ulicznych. Westchnął ciężko, spoglądając po raz kolejny na zegarek. Minęło już ponad czterdzieści minut od momentu, w którym lampki zostały zgaszone w sypialni policjanta. Mężczyzna miał w planach włamać się do domu glinie i znaleźć dokumenty z informacjami na swój temat. Wiedział, że dwudziestoośmiolatek trzyma to u siebie, a nie w komendzie, bo tam już był z dwa dni temu i nic nie znalazł.
    - Teraz to już na pewno śpią - mruknął do siebie, blokując komórkę.
  Telefon wsadził do schowka w aucie. Jeszcze zaopatrzył się w działający niemal natychmiast środek nasenny - tak na wszelki wypadek - oraz małą broń z tłumikiem, by w razie czego nie obudzić sąsiadów.
    Wyszedł z samochodu i cicho przymknął za sobą drzwi. Szybko podbiegł do tylnego wejścia do domu i spod wycieraczki wyciągnął klucze. Jak na takiego policjanta dość kiepską kryjówkę sobie znalazł na takie coś, pomyślał, wsadzając kluczyk do drzwi i delikatnie przekręcając go.
     W tym momencie dom policjanta stał przed nim ościeżem. Przez myśl mu przeszło, by trochę tu nabałaganić albo by pozbyć się od razu wroga jednym strzałem, ale szybko odpędził od siebie te myśli. Ofiary lubił zabijać spektakularnie, z takim wielkim "wow", a nie na szybko. Czerpał przyjemność z wsłuchiwania się w czyjeś jęki cierpienia i błagania o litość czy szybką śmierć. To go w pewien sposób... podniecało. Ale i tak nie równało się to z pragnieniem pięknej kobiety z równie pięknym ciałem w jego łóżku.
     Wszedł do środka domu, oświetlając sobie drogę małą latarką. Starał się nie hałasować.
     Długo nie musiał szukać swojego celu. Biuro policjanta było otwarte na oścież i bardzo łatwo można było je rozpoznać - na biurku porozrzucane były różne papiery, a jak poświecił latarką bardziej na ściany ujrzał dużą tablicę korkową z poprzyczepianymi jakimiś odznaczeniami policyjnymi.
     Wszedł do środka pomieszczenia, przymknął drzwi i zapalił światło. Uważał, że był wystarczająco cicho, a z jedną małą latarką, która gówno co świeciła, trudno było szukać z takim oświetleniem papierów z informacjami na swój temat. Oczywiście, zanim wziął się za przetrzepywanie tego wszystkiego to założył na dłonie rękawiczki. Jednak nawet one nie uchroniły go przed niechcianym strąceniu wazy z biurka. Zaklął siarczyście pod nosem, a serce, po raz pierwszy od dawna, podeszło mu do gardła, gdy po chwili usłyszał czyjeś kroki.

    ☯   ☯   ☯   ☯   ☯

    - Co jest? - zapytała, próbując przyzwyczaić oczy do sztucznego światła lampy.
   Podniosła się do siadu i spojrzała na narzeczonego.
    - Nic, nic, śpij. Kot pewnie zaczął rozrabiać - szepnął jej do ucha, a następnie ucałował ją w policzek.
   Odprowadziła go wzrokiem do drzwi sypialni, a gdy straciła go z pola widzenia ponownie ułożyła się wygodnie na łóżku.
     Mężczyzna starał się zachować spokój, jednak gdy ujrzał na schodach śpiącego kota przełknął ciężko ślinę. Wrócił się do sypialni. Wyjął ze swojej szafki nocnej pistolet.
    - Mike? - Poczuł na sobie spojrzenie narzeczonej. - P-po co ci broń? - zapytała drżącym głosem.
    Położył sobie palec na ustach, nakazując brunetce zachowanie ciszy. Potem ponownie wyszedł z sypialni, zszedł po schodach i zaczaił się przy ścianie obok wejścia do swojego domowego biura. Nie usłyszał stamtąd żadnego hałasu, jednak zaniepokoiło go rozświecone w tamtym pomieszczeniu światło. W końcu powiedział sobie w myślach "raz kozia śmierć" i wszedł do pokoju. Rozejrzał się dookoła siebie, trzymając przed sobą gotowy do strzału pistolet. Spostrzegł na ziemi rozbitą wazę i nim zdążył się odwrócić poczuł mocne uderzenie w potylicę.
    Upadł bezwładnie na podłogę.

☯   ☯   ☯   ☯   ☯

    Nie wracał już od paru minut. Zaczęła się martwić, chociaż starała wbić sobie do głowy, że Mike poszedł po prostu zrobić obchód po domu, bo jak już coś go zaniepokoiło to lepiej wszystko posprawdzać. Jednak nie potrafiła zachować spokoju. Zeszła z łóżka i po cichu wyszła z sypialni. Wmawiała sobie, że rzeczywiście to kot zaczął rozrabiać, ale ten spał na schodach. Starała więc zejść po schodach z nadzieją, że Mike wybrał ten pierwszy scenariusz z obchodem. 
    Zauważyła, że świeci się światło w biurze narzeczonego. Wzięła głęboki, co prawda urywany, oddech i weszła do środka.
  - M-mike? - Szybko omiotła spojrzeniem pomieszczenia i ujrzała na środku swojego narzeczonego pozbawionego przytomności.
    Obok niego stał zakapturzony, zamaskowany facet, który trzymał w dłoni pistolet Mike`a.
   Szybko wycofała się z pokoju i pobiegła na górę, do sypialni. W błyskawicznym tempie dopadła komórkę i już miała wpisany numer na policję, gdy nagle poczuła mocne szarpnięcie do tyłu za włosy.
    Mężczyzna przyłożył jej pistolet do skroni.
    - Odłóż. Telefon - wyszeptał jej do ucha.
   Sparaliżowana strachem rzuciła telefon na łóżko. 
    - Ślicznie. Grzeczna dziewczynka. - Niemal miała już przed oczami ten jego psychopatyczny uśmiech.
  - Czego chcesz? - zapytała drżącym głosem, chociaż tak bardzo starała się zabrzmień pewnie, zdecydowanie.
    - Małej zabawy - odpowiedział rozbawiony, chowając broń.
    Wyciągnął z kieszeni zastrzyk z środkiem usypiającym.
    Przybliżył ciało kobiety do siebie tak, że jej plecy stykały się z jego klatką piersiową.
    - Czego chcesz? - powtórzyła pytanie, bardziej zdeterminowanym głosem.
    Nie za bardzo zrozumiała sens jego wcześniejszej odpowiedzi.
    - Może trochę grzeczniej, co? - warknął, ciągnąc ją mocniej za warkocz. - Już ci mówiłem - chcę się zabawić - powiedział. Na chwilę wsadził strzykawkę do ust i wolną dłonią zgarnął zabłąkane kosmyki włosów z jej ramienia. Chciał mieć idealnie odsłoniętą szyję dziewczyny. Potem z powrotem wziął do ręki strzykawkę ze środkiem nasennym. - Niestety, na chwilę sobie zaśniesz. Nie chcę, byś miała traumę po widoku twojego chłoptasia z kulką w głowie.
     - CO?! - krzyknęła, próbując się mu wyrwać. - NIE ZROBISZ TEGO!
     - To się przekonamy. - Pociągnął ją mocniej za włosy i szybko wbił jej strzykawkę, a mocny środek nasenny został wstrzyknięty w jej organizm. - Tymczasem - dobranoc - mruknął jej do ucha, chowając zużytą igłę do kieszeni.
     Czując, że dziewczyna niemal od razu po wstrzyknięciu zamienia się w bezwładne ciało, wziął ją na ręce i zniósł po schodach. Już zostawił w spokoju jej narzeczonego. Koleś otrząśnie się za parę godzin, a po nim i jego dziewczynie śladu nie będzie.
     Wyszedł z domu, zamknął za sobą drzwi i włożył kobietę do bagażnika swojego samochodu, po czym odjechał na umówione miejsce.
     - Spóźniłeś się - usłyszał głos swojego wspólnika, opierającego się o inne auto.
    Byli na opuszczonym parkingu za miastem.
    - Taa, wiem, sorry. Wystąpiły małe komplikacje - odparł mężczyzna, który włamał się policjantowi do domu.
    Zdjął z siebie kominiarkę oraz rękawiczki i odetchnął z ulgą, czując na twarzy zimne powietrze.
    - Jakie? - zapytał drugi.
    Mężczyzna wysiadł z auta i otworzył bagażnik, w którym leżała nieprzytomna brunetka.
    - Facet, czyś tu ogłupiał?! Porwałeś ją?! Po cholerę?!
    - Uspokój się trochę. W papierach mało co znalazłem, to ją sobie wziąłem, a jako że jest narzeczoną tego gliny, to będzie coś wiedziała. Zresztą, od dawna szukałem sobie nowej zabawki. - Uśmiechnął się krzywo, bawiąc się kosmykiem włosów nieprzytomnej.
    Wspólnik westchnął ciężko i dał mężczyźnie klucze.
    - Przenieś ją i bierz tamte auto, a ja się zajmę twoim wozem - powiedział.
    Już po chwili porywacz siedział w innym samochodzie, a nieprzytomna dziewczyna leżała związana taśmą w bagażniku. Po niecałych trzydziestu minutach wjechał na swoją posesję. Wysiadł z auta i otworzył tylną klapę. Uśmiechnął się widząc, że porwana kobieta nadal śpi.
    - Tyle dobrze, że jesteś lekka - mruknął bardziej do siebie, biorąc ją na ręce.